Przemówienie wygłoszone na uroczystej inauguracji sesji rocznej Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, która odbyła się 25 stycznia 2001 roku w Strasbourgu
Przemówienie Prof. Marka Safjana
na uroczystej inauguracji sesji rocznej Europejskiego Trybunału Praw Człowieka,
która odbyła się w dniu 25 stycznia 2001 roku w Strasbourgu.
Wspólna Europa - tożsamość myśli i idei
Szanowny Panie Prezydencie, Szanowni Prezesi Trybunałów Konstytucyjnych i Sądów Najwyższych, Szanowni Sędziowie Trybunału Praw Człowieka, Szanowni Państwo,
Na początku chciałbym wyrazić swoje podziękowanie za zaproszenie do wygłoszenia przemówienia inauguracyjnego w tak szacownym i znakomitym gronie najwyższych przedstawicieli europejskiego świata prawniczego przybyłych tu do Strasbourga z okazji otwarcia kolejnej rocznej sesji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Nie upatruję w tym zaproszeniu czystego przypadku, ale bardzo wyraźne nawiązanie do idei jednoczącej się Europy, w której - przy istnieniu wspólnych, immanentnych cech naszej kultury - zawsze występowało wiele zróżnicowanych źródeł inspiracji, wynikających z wielobarwności europejskiej tradycji i historii. Wielkość europejskiej kultury polegała m.in. - przy niezmienności pewnych jej istotnych cech (koncentracja na osobie, racjonalizm) - na niebywałej zdolności do transformacji, do stałych poszukiwań, do ciągłego kwestionowania samej siebie, do absorbowania różnorodnych nurtów intelektualnych, artystycznych, ale przecież również prawnych, filozoficznych i politycznych.
Warto sobie przypomnieć, szczególnie dzisiaj w integrującej się Europie, że doświadczenia i tradycje składające się na naszą wspólną kulturę prawną były kształtowane również w naszej części Europy. Czym byłaby Europa bez doświadczeń demokracji szlacheckiej w Polsce, z Sejmem i pierwszą europejską konstytucją z 1791 roku. To właśnie na gruncie tej jedynej w swoim rodzaju postaci demokracji, mocno przenikniętej poczuciem wolności, ale jednocześnie zagrożonej często samowolą i anarchią, rodziły się koncepcje o ścisłej zależności bytu państwa i narodu od istnienia praw sprawiedliwych. Łukasz Górnicki - XVI-wieczny mąż stanu i pisarz pisał m.in. "Prawo dla sprawiedliwości jest napisane, żeby sprawiedliwości służyło, nie żeby sprawiedliwość służyła prawu" [1] . Wtórował mu inny XVI-wieczny prawnik Stanisław Iłowski: "Ci, którzy ustanawiają prawa, zakładają sobie jako pewien cel sprawiedliwość, gdyż ustawy nie mające na względzie sprawiedliwości winny być zwane nie prawem, lecz raczej zgubą państwa" [2] .
Wyjątkowość ukształtowanej w XVI-wiecznej Polsce demokracji z wybieralnym (elekcyjnym) królem przejawiała się m.in. w wyraźnej supremacji prawa wobec samego władcy. Skłoniło to angielskiego historyka O'Connora (The History of Poland in Several Letter to persons of Quality, London 1698) do syntetycznego określenia istoty tego ustroju, w którym "lex est rex - their law is their king" [3].
Niezbywalnym elementem naszych doświadczeń są też tradycje tolerancji religijnej, sięgające XV wieku, kiedy to profesor Akademii Krakowskiej Paweł Włodkowic przekonywał na soborze w Konstancji, że nikomu nie można wiary narzucić przemocą. Odwoływanie się do wolności sumienia i wyznania należy dzisiaj do kanonów praw podstawowych, ale jeśli tak jest dzisiaj, to między innymi dlatego, że w końcu XVI wieku słynny akt Konfederacji warszawskiej przyjętej 28 stycznia 1573 r. pokazał Europie podzielonej wojnami religijnymi nigdy i nigdzie wcześniej nieurzeczywistniony przykład (model) pokojowej koegzystencji ludzi o różnych przekonaniach religijnych. Nie tylko do polskich, ale do naszych wspólnych europejskich tradycji należy solenne przyrzeczenie zawarte w akcie konfederacji "/.../ w imieniu własnym i przyszłych pokoleń pod przysięgą na wiarę, honor i sumienie, iż którzy jesteśmy różni w wyznaniu pokoy między sobą zachować, a dla różney wiary, y odmiany w kościelech, krwie nie przelewać, ani się nie penować (nie karać)...". Nic więc dziwnego, że w czasie dramatycznych sporów o Edykt Nantejski (1548) anonimowy autor w pochwale na cześć tolerancji pisał: "Par toi, le royaume de Pologne a fleuri, par toi il se maintient en union et concorde contre tous les plus grands ennemis de la terre, par toi seule aussi la France peut recouver ses forces, peut resister a ses adversaires et les retenir en leur devoir" [4]. Wyraźne też były wpływy idei i myśli polskich arian na francuskie Oświecenie, czemu dał wyraz jeden z twórców Wielkiej Encyklopedii, Jacques Andre Naigeon wskazując 200 lat później na aktualność tych ideii w zwalczaniu fanatyzmu i okrucieństwa [5].
Ale przecież w Europie Środkowej znajdziemy wiele innych przykładów myśli i idei prawnych, które należą dzisiaj do naszego wspólnego dziedzictwa.
Czyż nie jest nim słynna Złota Bulla na Węgrzech króla Andrzeja II z 1222 roku, która gwarantowała libertas nobilium quam aliorum oraz ustanawiała prawo oporu poddanych wobec władzy tyrana?
Czyż nie należy do wielkich tradycji prawnych Europy Cultus pacis czeskiego króla Jerzego z Podiebradu, który w XV wieku (1462/1464) wystąpił z pierwszym międzynarodowym projektem związku państw chrześcijańskich dla zachowania pokoju i sprawiedliwości pro conservatione pacis et iustitiae cristicolarum defensione. Do dzisiaj projekt ten jest uznawany w historii prawa międzynarodowego za przykład późniejszych układów bezpieczeństwa zbiorowego.
Wspomnijmy tez o niezwykłym przywiązaniu do tradycji prawnej w naszej części Europy, co potwierdza słynny węgierski zbiór praw Tripartitum opus iuris consuetudinarii inclyti regni Hungariae Stefan Werboczy z 1514 roku, stanowiący w swej znacznej części źródło prawa do 1945 roku.
Czym byłaby Europa bez wielkich debat na temat prawa narodu do istnienia wywołanych polskimi powstaniami i ciągłym pojawianiem się tzw. kwestii polskiej w polityce europejskiej. Historia zmagań Polaków o istnienie zawiera w sobie także uniwersalne przesłanie. Bo, jak trafnie zauważa Tadeusz Mazowiecki: "/.../ czyż nie można w tej historii odczytać tego, co we współczesnych kategoriach określamy jako walkę o prawa człowieka, do których należy możność stanowienia swego zbiorowego losu? I czy duchowe wartości w tym doświadczeniu nabyte nie należą do wartości szerszych, uniwersalnych, nie stanowią składnika, a nawet czegoś w rodzaju drugiej strony wspólnej europejskiej kultury, która o tyle zachowuje swój duchowy wymiar, o ile w doświadczeniach narodu i człowieka w historii odczytuje to, co jest wartością ogólną, wartością człowieka po prostu" [6].
Myślę, że mamy już za sobą pełne emocji i emfazy zachwyty nad europejską jednością, które tak mocno zapładniały umysły intelektualistów w tej i tamtej części Europy po 1989 roku. Powtarzanie twierdzeń o powrocie naszej części Europy do wspólnego europejskiego domu brzmi już dzisiaj banalnie i jałowo. Wydaje się, że znacznie ciekawsze są nasze doświadczenia związane z zachodzącymi w naszych krajach zmianami i ich wpływem na rozwój współczesnych kierunków prawnych w Europie.
Można postawić tezę, że jeżeli Europa jest wspólną wartością duchową, kulturalną intelektualną i prawną, to istnieją w niej - we wszystkich jej częściach źródła inspiracji, wielkie, nieprzebrane zasoby dalszego rozwoju. Przepływ musi być wzajemny i wielokierunkowy. Europa podzielona na mistrzów i uczniów jest nieautentyczna i sprzeczna z tym, co kształtowało jej dynamikę na przestrzeni dziejów.
Cóż może nam jednak dać Europa Centralna? Jakie doświadczenia, myśli, koncepcje płyną z tamtego kierunku? Czy odzyskanie tożsamości i powrót do korzeni w tej części Europy łączy się wyłącznie z odtworzeniem europejskości w rozumieniu klasycznej kultury Zachodu, czy może przynosi nowe spojrzenie na nasze współczesne dylematy, wywołuje nowe pytania, podważa niektóre stereotypy naszego myślenia? Co mogłoby to znaczyć dla prawa, dla ochrony praw jednostki, dla demokratycznych mechanizmów funkcjonowania państwa?
Pytania te warto postawić. Nie są one oczywiste właśnie dlatego, że byliśmy w izolacji przez kilkadziesiąt lat minionego wieku (każdy wiek ma swoje średniowiecze - jak mawiał jeden z polskich poetów Stanisław Jerzy Lec). Dzisiaj dzielą nas często pewne bariery świadomościowe, bariery stereotypu, banału, zbudowane na uproszczeniach, błędnych domniemaniach, łatwo przychodzących kwalifikacjach.
Może więc dlatego ciągle jeszcze relacje mistrza - ucznia, choć przyjazne, bardziej pasują do opisu stosunków łączących stare europejskie demokracje z "neofitami" zza Łaby niż relacje partnerstwa i wzajemnego otwarcia. Jestem głęboko przekonany, że bariery te zaczęliśmy już przełamywać i mam też świadomość tego, że musi być to proces długi i dopiero lata wspólnej, rzeczywistej koegzystencji w Europie mogą przynieść pożądane owoce.
Przełamywanie barier to m.in. tworzenie wspólnej europejskiej przestrzeni prawnej. Przejawia się to bardzo wyraźnie w dziedzinie ochrony praw człowieka, uniwersalizacji - co najmniej na skalę europejską - podstawowych standardów prawnych w tej dziedzinie. Wielka i niezastąpiona była i jest tu rola Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i orzecznictwa Trybunału Strasbourskiego. Upowszechnianie się standardu ochrony podstawowych praw jednostki wyznacza ramy demokratycznego państwa prawa. Idea ta zrobiła oszałamiającą karierę w naszej części Europy po 1989 roku. Jestem głęboko przekonany, że to w wyniku przemian zachodzących w Europie, zapoczątkowanych przełomem sierpnia 1980 r. i wielkim zwycięstwem "Solidarności", a następnie po blisko 10-letniej przerwie rozmowami okrągłego stołu i utworzeniem pierwszego w Europie Centralnej demokratycznego rządu, Europejska Konwencja Praw Człowieka odzyskała na nowo swój utracony blask. Najważniejsza konwencja międzynarodowa w historii naszego kontynentu pokryta patyną, ale też nieco zaprószona kurzem rutyny i normalności (przyzwyczajenia) - ujawniła swoją niezwykłą moc sprawczą, katalizatora przemian i niczym słynny wzorzec metra w Sevres pod Paryżem określała miarę przebytej drogi, którą przemierzały nowe demokracje Europy Środkowej i Wschodniej.
Ze względu na nasze, polskie doświadczenia - wspólnej, solidarnej walki o przywrócenie praw człowieka w naszej części Europy - z pewnym niepokojem trzeba odnotować tendencję niekoniecznie wyraźnie werbalizowaną, a często wręcz skrywaną, do tworzenia Europy dwóch standardów praw człowieka: Europy, w której intensywność i jakość ochrony jednostki osiągnęła poziom nieporównywalny z jakimkolwiek innym regionem geograficznym czy innym czasem historii i jednocześnie Europy, w której tolerancja dla naruszania praw człowieka musi budzić poważne obawy. Jest naszym istotnym doświadczeniem - krajów Europy Środkowej - że nie może istnieć połowiczny respekt dla praw człowieka, że nie można i nie wolno się nam godzić na utrzymywanie dwóch różnych standardów ochrony w dziedzinie praw i wolności fundamentalnych. W tym zakresie wspólnota naszych tradycji i naszej kultury powinna pozostawać bezkompromisowa.
Europejska Konwencja Praw Człowieka stanowiła źródło inspiracji dla nowych konstytucji, ale także dla kształtującego się orzecznictwa.
Sądownictwo konstytucyjne odgrywa decydującą rolę w kształtowaniu się zasad demokratycznego państwa prawnego i prawnej kultury w naszym regionie Europy. Staje się widomym znakiem dojrzewania demokracji, która w swej rozwiniętej postaci dostrzega konieczność ograniczania omnipotencji państwa, nawet wtedy, kiedy jego organy - tak jak to jest niewątpliwie w wypadku parlamentu - dysponują autentyczną i niekwestionowaną legitymacją demokratyczną, wywodzącą się z powszechnych i wolnych wyborów. Ograniczeniem tej omnipotencji są podstawowe i niezbywalne prawa jednostki, a utrwaleniu się tego spojrzenia na państwo i system prawny sprzyjało niewątpliwie rozwijane konsekwentnie od ponad 50 lat orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Orzecznictwo konstytucyjne było drogą przenikania uniwersalnych zasad i wartości europejskiej kultury prawnej do krajowych porządków prawnych. Takie są m.in. doświadczenia polskiego Trybunału Konstytucyjnego, pierwszego sądu konstytucyjnego w naszym regionie, który w tym roku obchodzić będzie 15-lecie swojego pierwszego orzeczenia.
Zwracać przy tym musi uwagę autentyzm tych doświadczeń - potwierdzony bardzo konkretnymi przykładami. Należy do nich wydane zaledwie kilka miesięcy temu orzeczenie w sprawie konieczności zachowania drogi sądowej wobec osób podlegających tzw. certyfikacji bezpieczeństwa, ze względu na dostęp do informacji niejawnych, chronionych zgodnie z wymaganiami bezpieczeństwa państwa. Wyrok polskiego Trybunału Konstytucyjnego z 10 maja 2000 r. (sygn. K. 21/99) nawiązywał w swej podstawowej argumentacji do rozstrzygnięcia Trybunału Praw Człowieka z 4 maja 2000 r. w sprawie Rotaru v. Rumunia (sygn. 28341/95). Takich przykładów bezpośredniej inspiracji można by oczywiście wskazać znacznie więcej.
Związki pomiędzy sądownictwem konstytucyjnym a orzecznictwem Trybunału Praw Człowieka wymagają zapewne rozległej i pogłębionej analizy. Nie bez ważnych powodów ta problematyka będzie również rozważana w ramach XII Konferencji Europejskich Trybunałów Konstytucyjnych, która odbędzie się w Brukseli w 2002 roku. Związki pomiędzy standardem ukształtowanym przez orzecznictwo CEDH /ECHR/ a orzecznictwem sądów konstytucyjnych potwierdzały też poprzednie konferencje sądów konstytucyjnych, w tym ostatnia, która miała miejsce w Warszawie w 1999 roku poświęcona tematyce wolności sumienia i wyznania.
W tym miejscu trzeba się ograniczyć jedynie do bardzo ogólnych refleksji.
Po pierwsze, to poprzez orzecznictwo sądów konstytucyjnych przenika w największym stopniu "duch" Konwencji Europejskiej do narodowych porządków prawnych. Używam tu celowo tego określenia, ponieważ przenikanie zasad i wartości europejskiej konwencji dokonuje się nie tyle na zasadzie mechanicznego przenoszenia pewnych konstrukcji prawnych, ale przede wszystkim poprzez przyjęcie podobnej perspektywy metodologicznej, spojrzenia na całość systemu prawnego nieco z zewnątrz, z koniecznego dystansu, który umożliwia balansowanie pozostających w konflikcie interesów, ale w sposób wolny od uwikłania w realizację doraźnych celów politycznych i społecznych. W centrum tej perspektywy metodologicznej pozostają podstawowe prawa jednostki. W tym więc sensie te same są w istocie rzeczy podstawy filozoficzne i aksjologiczne sądownictwa konstytucyjnego i Trybunału Praw Człowieka. Suwerenne, demokratyczne państwo jest ograniczone w swej swobodzie kreacji prawa i nad przestrzeganiem tych ograniczeń czuwa zarówno Trybunał Praw Człowieka, jak i sąd konstytucyjny - chociaż każdy z nich czyni to na innej podstawie oraz w innym trybie.
Po drugie, w wielu europejskich sądach konstytucyjnych istnieje dzisiaj możliwość inicjacji postępowania przez obywatela w drodze tzw. skargi konstytucyjnej. Jest to nowa forma upodmiotowienia jednostki w relacjach z państwem, kształtująca całkowicie nową jakość prawną. Jednostka występuje jako swoisty cenzor państwa powołując się na swoje niezbywalne i przyrodzone prawa. W ten oto sposób skarga konstytucyjna staje się obok instrumentów ochrony dostępnych w płaszczyźnie międzynarodowej istotnym gwarantem praw i wolności podstawowych. Coraz silniejsze przenikanie się standardów konwencyjnych i tych, które kształtowane są na poziomie konstytucji krajowych i orzecznictwa konstytucyjnego, tam gdzie chodzi o podstawowe prawa i wolności, powinno w przyszłości zapobiegać nadmiernemu napływowi spraw do Trybunału Praw Człowieka. Na tym polegają m.in. korzyści płynące z tworzenia się wspólnej, europejskiej przestrzeni prawnej. Dzisiaj jest to ciągle jeszcze postulat oczekujący na realizację. Wyrażam jednak przekonanie, że w naszej wspólnej, coraz silniej integrującej się Europie postulat ten będzie miał coraz większe szanse na realizację. Co więcej dążenie do jego urzeczywistnienia staje się palącą koniecznością.
Po trzecie, orzecznictwo konstytucyjne, tworząc stopniowo standard demokratyczny, wnosi też, jak sądzę, nowe istotne elementy do debaty na temat kształtu naszej wspólnej kultury prawnej. Jestem przekonany, że także z tej strony płynie mocny, ważny impuls dla pojmowania tego, co jest treścią praw i wolności. Istotną rolę z tego punktu widzenia odgrywają doświadczenia i problemy nowych demokracji, które powstały po 1989 roku.
Pozwólcie Państwo, że skieruję ponownie naszą uwagę na to, co zawarte było w postawionym wyżej pytaniu. Co nam może dać dzisiaj Europa Centralna ze swoimi specyficznymi dylematami, swoją powikłaną historią państw, które przeszły traumę totalitaryzmu i które z wielkim heroizmem, wysiłkiem i wyrzeczeniami próbują nadrobić stracony czas?
Niezbywalnym doświadczeniem naszej wspólnej europejskiej historii pozostanie niemająca precedensu negocjacyjna, pokojowa, solidarnościowa czy "aksamitna" zmiana systemu, którą zapoczątkowały wydarzenia w Polsce w 1989 roku. To doświadczenie ustanawia na przyszłość dobry i uniwersalny standard rozwiązywania konfliktów społecznych, budowania równowagi pomiędzy sprzecznymi interesami, dochodzenia do konsensu. Przykładem wykorzystania tego doświadczenia była 8-letnia debata nad polską, nową konstytucją. Umiejętne poszukiwanie kompromisu pomiędzy różnorodnymi koncepcjami ideowymi, politycznymi i ekonomicznymi słusznie określiła Hanna Suchocka jako przejaw tworzenia się szczególnej kultury negocjacyjnej [7]. Jeśli ten model się sprawdził w najbardziej trudnym i dramatycznym momencie naszej historii, to dlaczego nie mielibyśmy go uznawać za wzorzec rozwiązywania wszelkich dylematów i konfliktów w naszych pluralistycznych społeczeństwach.
Trzeba jednak pamiętać, że owa negocjacyjna formuła budowania podstaw nowego ustroju uwydatnia z wielką wyrazistością napięcia istniejące pomiędzy prawami indywidualnymi a dobrem wspólnym, które stanowi istotną wartość w procesie przekształceń systemu. Takie napięcia nie występują w ogóle albo występują w dużo mniejszej skali w krajach, które nie przeżyły doświadczeń totalitaryzmu. Jak budować nowy system nie naruszając tego co stanowi dzisiaj kanon praw podstawowych? Jak wyznaczyć delikatną linię demarkacyjną przebiegającą pomiędzy tym, co jest jeszcze dopuszczalne, a tym co naruszałoby istotę gwarancji udzielanych każdej jednostce w demokratycznym państwie prawnym?
Problemy i dylematy tego rodzaju pojawiały się nieustannie nie tylko w związku z tworzeniem nowego prawa, ale i w orzecznictwie sądów konstytucyjnych w naszej części Europy, dotyczącym ochrony takich praw jak: własność i prawa nabyte, zasady wyrażającej zakaz retroaktywnego działania prawa czy zasady nullum crimen sine lege, niezawisłości sędziowskiej i prawa do sądu. A oto kilka przykładów.
Przywrócenie poszanowania dla własności prywatnej znajdować musiało wyraz nie tylko w odpowiednich postanowieniach konstytucji, ale w swoistych rozliczeniach z przeszłością, a więc łączyć się ze stworzeniem warunków odzyskania własności przez tych, którzy tę własność stracili. Ileż w tym tkwi pułapek i niebezpiecznych uproszczeń. Jest ważnym tropem w myśleniu o tych sprawach - przetartym przez sądownictwo konstytucyjne - że przywracanie własności nie może odbywać się kosztem tych, którzy nabyli prawa słusznie, na podstawie godziwych prawnie i etycznie tytułów. O ile więc partia komunistyczna - której demokratyczny ustawodawca odbiera własność nabytą w warunkach partyjnego monopolu - nie może skutecznie powoływać się na swoje prawa nabyte, to zapewne mogą to uczynić rolnicy nabywający od państwa znacjonalizowaną wcześniej ziemię.
Respektowanie zakazu retroaktywnego działania prawa należy do kanonu demokratycznego państwa prawa. W jaki sposób rozliczać się z przeszłością, tworzyć mocne fundamenty demokracji bez usunięcia dramatycznych pozostałości przeszłości, a to wymaga przecież czasem sięgnięcia do zasady przeciwnej - zezwalającej na wsteczne działanie prawa. Jak rozwiązać konflikt poczucia pewności prawa, stabilizacji sytuacji prawnej, zaufania do państwa i stanowionego przezeń prawa z koniecznym dla demokratycznego bytu państwa rozliczeniem się z przeszłością. Taki realny, a nie wymyślony dylemat pojawiał się w związku z pytaniem o odpowiedzialność sędziów, którzy sprzeniewierzyli się zasadzie niezawisłości sędziowskiej w czasach totalitaryzmu. Odpowiedzialność ta wymagała wydłużenia z mocą wsteczna terminów przedawnienia dla tego typu czynów? Co jest lepsze: uniemożliwienie wykonywania funkcji grupie sędziów, którzy sprzeniewierzyli się zasadzie niezawisłości sędziowskiej czy też bezwzględne respektowanie zasady pewności prawa i zaufania do państwa i stanowionego przezeń prawa, a w tym także zasady lex retro non agit. Można wyrazić przekonanie, że tego rodzaju pytania pozwalały na bardziej przenikliwe spojrzenie na wartości, na których wspierają się nasze systemy prawne niż klasyczne problemy stabilnych demokracji. Rozstrzygnięcia tych dylematów stanowią znakomity, jak sądzę, przykład tego, w jaki sposób można uzgadniać, balansować wartości pozostające często w ostrej opozycji. Droga, którą obraliśmy - kompromisu, unikania skrajności, poszukiwania konsensu - była konsekwencją "aksamitnej" i "okrągłostołowej" przemiany naszych systemów. Czyż nie jest to zarazem droga, którą można dzisiaj we współczesnym świecie proponować jako uniwersalną metodę rozstrzygania wszelkich konfliktów. Sądzę, że kraje naszej części Europy mogą się poszczycić osiągnięciami nie tylko w budowie gospodarki rynkowej, nowych stosunków własnościowych, wspaniałym przyspieszeniem gospodarczym, ale także tym, co jest mniej widoczne, mniej spektakularne dla zewnętrznego obserwatora - umiarkowaniem, wstrzemięźliwością, umiejętnym poszukiwaniem równowagi.
We współczesnym, pluralistycznym świecie rośnie wartość rozsądnego kompromisu. Arystotelesowski postulat wyrażany przez zasadę suum cuique nabiera dzisiaj nowego znaczenia jako postulat unikania arbitralności, respektowania uczciwych i przewidywalnych reguł gry, a przede wszystkim stworzenia sposobów i mechanizmów poszukiwania konsensusu. Nowe europejskie demokracje dowiodły, że jest to możliwe - jest to istotna nauka płynąca z naszej najnowszej historii, jest to wkład tej części Europy do debaty na temat współczesnego oblicza demokracji. Czy doświadczenie to można przenieść na inne społeczeństwa?
Istotę współczesnych demokracji wyznaczają rządy prawa. Rządy prawa to przede wszystkim władza sędziów, których kompetencje i możliwości wpływania na bieg historii, kierunek przemian, rozstrzyganie wielkich konfliktów społecznych wzrosły niepomiernie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Ale właśnie dlatego dzisiaj coraz bardziej rośnie waga sędziowskiej wstrzemięźliwości (judicial self-restraint), umiejętności samoograniczenia, przestrzegania delikatnej granicy pomiędzy sędziowską arbitralnością a kreatywnością, pomiędzy poszukiwaniem słusznego prawa a narzucaniem społeczeństwu swej własnej, określonej wizji społecznej, światopoglądowej, ideologicznej. Żaden sąd - bez względu na swoją rangę i usytuowanie - nie powinien naruszać tego przesłania. Ale też im większa jest kompetencja sądu, tym większa jego odpowiedzialność za respektowanie postulatu wstrzemięźliwości - demokracja i rządy prawa to także umiejętność balansowania racji, unikania skrajności, samoograniczenia właśnie. Jest wielką zasługą Trybunału Praw Człowieka, że potrafił te delikatne granice wyznaczyć i ich przestrzegać.
[1] K. Budziło, J.P. Pruszyński, Dla dobra Rzeczypospolitej. Antologia myśli państwowej, Warszawa 1996, s. 63.
[2] K. Budziło, J.P. Pruszyński, tamże, s. 67.
[3] W. Uruszczak, Le principe <lex est="" rex="">dans la théorie et dans la pratique en Pologne au XVIeme siecle [w] Aequitas, Aequalitas, Auctoritas. Raison théorique et légitimation de l'autorité dans le XVIeme siecle européen</lex>, red. D. Letocha, Paris 1992, s. 125-126.
[4] J. Tazbir, Wkład Polski do rozwoju telerancji [w] Wkład Polaków do kultury świata, red. M.A. Krąpiec, P. Tarasa, J. Turowski, Lublin 1976 r., s. 106.
[5] J. Tazbir, tamże, s. 104.
[6] T. Mazowiecki, Druga twarz Europy, Warszawa 1990, s. 103.
[7] H. Suchocka, Jaka konstytucja dla Europy? Problem konstytucji europejskie z punktu widzenia kraju przygotowującego się do przystąpienia do Unii Europejskiej, wykład wygłoszony w Hamburgu w 1993 r.