Wystąpienie Prezesa Trybunału Konstytucyjnego Prof. Marka Safjana wygłoszone 3 marca 2003 roku podczas uroczystości zorganizowanej prze redakcję "Rzeczpospolitej" z okazji ogłoszenia rankingu kancelarii prawniczych
Rola prawnika we współczesnym świecie
Nie warto poświęcać uwagi temu co wydaje się być ogólnie znane i akceptowane. O roli prawnika można powiedzieć mnóstwo różnych banałów i oczywistości. Od czasów Ulpiana, Seneki, Cycerona i Marka Aureliusza poprzez Bacona, Grocjusza, Hobbes'a, Monteskiusza, Kanta, Savigny aż do współczesności, otrzymaliśmy wiele zasadniczych zaleceń, jak postępować pełniąc szlachetny zawód prawnika i uprawiając to co zostało nazwane ars boni et aequi. Mówiono nam na przykład, tak jak w znanym cytacie Monteskiusza opartym o zasadę zawodowej solidarności, że "My sędziowie, nie zwykliśmy pysznić się ową czcza wiedzą. Na cóż by nam się zdały te foliały praw i kodeksów. Prawie wszystkie wypadki są hipotetyczne i wychodzą poza powszechną regułę. Mamy zawsze żyjące książki, to jest adwokatów: pracują dla nas i troszczą się o to, aby nas pouczać" (cyt. za R. Tokarczyk, Przykazania etyki prawniczej. Księga myśli, norm i rycin, Zakamycze 2003, s. 246).
Były w myśleniu o roli prawnika punkty przełomowe, które wyznaczały początek nowej epoki w myśleniu o roli prawa i prawników. Takim punctum saliens w historii jest na pewno czas drugiej wojny światowej, ogólniej - czas totalitaryzmu, w którym zawaliła się ostatecznie legalistyczna wizja państwa oraz wizja prawa w jego skrajnie pozytywistycznym ujęciu utożsamiającym pojęcie prawa z pojęciem reguł zachowania wprowadzonych przez upoważnione organy państwa w drodze stosownych procedur formalnych. Gustaw Radbruch pisał więc w tym czasie, że "Pozytywizm uczynił nas o tyle bezbronnymi wobec bezprawia, o ile przykładał wagę tylko do formy ustawy.Musieliśmy zrozumieć, że istnieje bezprawie w formie ustawy -"Ustawowe bezprawie" (gestetzliches Unrecht) - i że jedynie miara prawa ponadustawowego możemy określać, czym jest prawo, bez względu na to, czy to prawo ponad wszelkimi ustawami nazwiemy prawem natury, prawem boskim czy prawem rozumu. Także to prawo ponadustawowe może przybrać formę ustawy "(por. G. Radbruch, Ustawa i prawo, Ius et Lex nr 1, 2002, s. 157).
Co jest tak swoistego w dzisiejszej rzeczywistości, że nas skłania do postawienia na nowo zasadniczego pytania o rolę prawnika. Spróbujmy postawić więc pewną diagnozę w odniesieniu do współczesności, bo z niej przecież będą płynęły dalsze istotne wnioski dotyczące tematu mojej wypowiedzi.
Być może te uwagi też będą miały charakter banalnych spostrzeżeń, ale warto postarać się o uporządkowanie naszej oceny rzeczywistości, bo dopiero na tej podstawie można budować wizję naszej szlachetnej profesji.
Po pierwsze więc wypada skonstatować, że żyjemy od kilkunastu lat w państwie prawa, a to już samo przez się narzuca pewien sposób myślenia o roli państwa i sposobie jego funkcjonowania, a przede wszystkim o zasadzie jakiej podporządkowane są relacje pomiędzy władzą publiczną, a jednostką. Prawo w państwie prawa ma stać się instrumentem wolności, skutecznie przeciwdziałającym arbitralności, nieprzewidywalności, niepewności działań organów władzy publicznej. Nie wystarczy rozumieć i wiedzieć, czym są poszczególne regulacje prawne, jaki jest ich sens, ale w państwie prawa trzeba przede wszystkim znać całą strukturę, metodę wedle której cała ta skomplikowana maszyneria funkcjonuje. Wielkość i urok państwa prawa polega na tym, że Prawo pisane przez duże "P" wyznacza rolę i status prawa pisanego przez małe "p" i że w konsekwencji w sam system zostały wpisane mechanizmy samoobrony i usuwania patologii. Może on zadziałać jednak tylko wtedy, kiedy zrozumiała jest przez jego uczestników wewnętrzna zasada, konstrukcja i aksjologia systemu. Tylko prawnicy, którzy rozumieją istotę państwa prawa będą w stanie zapewnić korzystanie z przynoszonych przez taki model benefitów. Jeszcze dziesięć lat temu pracując nad podręcznikiem z zakresu prawa zobowiązań nie odczuwałem żadnej potrzeby odnoszenia się do reguł ponadkodeksowych. Normy konstytucyjne sytuowały się dla większości prawników w sferze ideologii i decorum, nie miały wpływu na realną rzeczywistość, ani też żadnego z nią związku. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie kompetentnego jurystę, który - przy nawet bardzo dogmatycznie zawikłanych problemach - nie usiłowałby spojrzeć na uprawianą przez siebie dziedzinę z perspektywy norm ponadudstawowych, ogólnych zasad i wartości systemu. Nie wyobrażam sobie więc, abym mógł dzisiaj kompetentnie mówić o prawie kontraktowym i swobodzie umów, o ochronie dóbr osobistych, własności, dziedziczeniu, odpowiedzialności odszkodowawczej, instytucjach prawa rodzinnego czy podstawowych mechanizmach prawa handlowego bez sięgania do Konstytucji i ukształtowanego na jej tle orzecznictwa. Owa szersza perspektywa oglądu obowiązującego prawa, możliwość wyjścia poza granice obowiązujących reguł gałęziowych i poszukiwania innych pozagałęziowych punktów odniesień (to co nazywa się promieniowaniem konstytucji na wszystkie dziedziny prawa lub konstytucjonalizacją prawa) staje się wielką szansą i prowadzić może do stopniowej ewolucji całego systemu w kierunku sprzyjającym bardziej ludziom, ich wolności i potrzebom. Ale jest to zarazem wielkie wyzwanie dla prawników uprawiających swój zawód, wprowadza imperatyw stałego "monitorowania" szczegółowych i często zdawać by się mogło czysto technicznych reguł postępowania z punktu widzenia zasad usytuowanych na wyższym piętrze systemowej hierarchii. Ocena konstytucyjności prawa nie jest bowiem już dzisiaj i nawet nie powinna być wyłącznym zadaniem sądu konstytucyjnego, ale jeśli ma funkcjonować realnie w systemie wymaga zaangażowania po stronie każdego kto prawem się zajmuje i podejmuje decyzje o jego stosowaniu.
Po drugie (co jest przecież logicznym efektem modelu państwa prawa), następuje stopniowa i nigdy wcześniej na taką skalę nie spotykana jurydyzacja życia publicznego, społecznego i gospodarczego. Skala tego, co się dzieje na naszych oczach w tej dziedzinie, jest niespotykana i nieporównywalna z niczym wcześniej istniejącym. Spór o prawo, o to co się komu należy przenika coraz silniej wszystkie sfery życia, w których wcześniej nikomu nie przychodziło na myśl stawianie pytań o prawo. Nie szokuje już w niczym rozstrzyganie o prawie w obszarze edukacyjnym (kontroli są poddane oceny szkolne, kryteria i zasady egzaminów), medycyny (prawo ma odpowiedzieć na pytania, jeszcze niedawno należące do wyłącznie do filozofii, etyki i teologii, jak chociażby pytanie o dopuszczalność odłączenia respiratora czy zmianę płci), czy wreszcie stawianie pytań o odpowiedzialność władzy publicznej za samo wadliwe prawo, wadliwe orzeczenie czy nierychłe działanie. Nawet wewnętrzne spory w strukturach samej władzy publicznej o zakres kompetencji poszczególnych instytucji, do niedawna należące do internum nie podlegającemu zobiektywizowanej procedurze, toczą się dzisiaj według reguł ustalonych i kontrolowanych zewnętrznie i niezależnie (nikogo już dzisiaj nie będzie szokować spór toczony przed Naczelnym Sądem Administracyjnym przez Trybunał Konstytucji z Urzędem Zamówień Publicznych). Tu niezbędna jest wyobraźnia, prawnicza flexibility i wrażliwość. Zwiększanie roli prawa i jego obecności w życiu współczesnego człowieka i społeczeństwa nie oznacza bowiem, że mają to być cele same dla siebie. Zawłaszczanie nowych obszarów życia społecznego przez prawo nie powinno prowadzić, jakby to nie brzmiało paradoksalnie, do zmniejszenia wolności jednostki i zwiększenia jej uzależnienia od państwa, ale odwrotnie - musi prowadzić do poszerzenia sfery wolności i właściwego zbalansowania interesów wszystkich uczestników obrotu. Mówiąc w wielkim skrócie: reglamentacja prawna ma być podstawowym instrumentem ograniczania pola arbitralności władzy publicznej (wyraźne określenie przesłanek odmowy wydania decyzji administracyjnej w jakimś obszarze, ich enumeracja, nawet kazuistyka może służyć wolności). To jest oczywiście sąd normatywny, a nie opisowy. Bywa też bowiem inaczej. Reglamentacja polegająca na objęciu nowych dziedzin systemem koncesji, wprowadzająca kolejne ograniczenia swobody umów w obrocie gospodarczym, tworząca kolejne wyjątki od wyjątków w dziedzinie prawa podatkowego będzie spełniała zupełnie inną rolę. Jest więc wielkim wyzwaniem wobec prawników współczesnego państwa prawa, aby potrafili odróżnić to, co jest przeregulowaniem, nad -regulacją czy wręcz ekscesem normatywnym (np. deklaracje majątkowe w ich kształcie przyjętym w osławionej ustawie uchylonej w listopadzie 2002 r.) od tego co jest "pochodem wolności" - środkiem pomniejszania arbitralności i samowładztwa organów publicznych. Jak zauważa, jakże słusznie Uwe H.Schneider, (O odpowiedzialności nauki prawa, KPP, 1993, nr 2, s.117): "Jeśli nawet świadomy i odpowiedzialny obywatel sam już nie wie, czy i jak ma się zachować w sposób zgodny z prawem, to porządek prawny staje się dla niego zagrożeniem. Konsekwencją tego jest coraz bardziej widoczne zniechęcenie do instytucji państwa; prawo bowiem nie tyle tworzy tutaj porządek, co raczej przyczynia się do powstawania jego braku".
Po trzecie, jurydyzacja życia to wprowadzenie w przestrzeń publiczną zasady racjonalnego dyskursu ,w którym mają zwyciężać racje i argumenty, a nie emocje. To właśnie prawo i typ prezentowanej argumentacji ma zapewnić racjonalizację toczonego dyskursu, bo nie istnieje inna metoda w państwie demokratycznym i pluralistycznym. Tego musimy się dopiero uczyć - jeśli bowiem spojrzeć na toczące się spory publiczne, to jest bardzo niedobrze i emocje grają rolę pierwszorzędną. Dyskurs racjonalny i zdystansowany nie musi oznaczać aksjologicznego indyferentyzmu, natomiast musi oznaczać jawność używanej argumentacji, konieczność umiejscowienia wartości w ramach systemu i ich hierarchizowanie. W tym polu nie do przecenienia jest rola prawnika, który potrafi trafnie zidentyfikować problem (przedmiot sporu - z czym jest zresztą najtrudniej) i umiejscowić go w ramach systemu.
Po czwarte, niezbywalną cechą współczesności (i dodajmy globalizacji) jest także uniwersalizacja standardu prawnego, na pewno z całą wyrazistością dokonująca się w naszym kręgu kulturowym. Dla wielu prawników czynnych w dużych firmach prawniczych obsługujących wielki czy nawet średni biznes stało się już dość dawno oczywiste, że bez wyjścia poza "opłotki systemowe", bez zrzucenia munduru narodowego (by posłużyć się metaforą pieniądza, używaną przez słynnego dla mojego pokolenia - profesora Semkowa wykładającego ekonomię polityczną na UW), obracanie się w świecie współczesnych instrumentów prawno-gospodarczych czy prawno-finansowych staje się absolutnie niemożliwe. Przenikanie koncepcji i konstrukcji jurydycznych, tworzących dzisiaj już swoistą mixturę prawną o silnie przebijającym się kolorze szarości (a mówiąc wyraźniej coraz bardziej bezbarwną i pozbawioną swoistości systemowych) spotykamy na poziomie wielu kontraktów gospodarczych, a współcześni prawnicy - bez względu na narodowe korzenie i tradycje coraz bardziej upodabniają się do siebie (nie tylko w sposobie bycia, życia i ubioru - co jest charakterystyczne, ale może mniej istotne dla naszego tematu), lecz w sposobie myślenia, argumentowania i dochodzenia do tych samych czy zbliżonych rezultatów. Dobrze ilustruje to anegdotka opowiadana mi przez prof. von Baar (kierującego grupą prawników przygotowujących kodeks cywilny dla zjednoczonej Europy) jak dla przetestowania hipotezy podobieństwa międzysystemowego zadał serię tych samych kazusów do rozwiązania teamom prawniczym w różnych krajach. Rezultat był zaskakujący, ponieważ rozwiązywanie tych kazusów zaproponowane przez poszczególne grupy okazało się nieomal identyczne w swych rezultatach, pomimo różnych dróg dojścia. Myślę, że to dowodzi nie tyle może potrzeby i celowości budowy wspólnego europejskiego kodeksu cywilnego (co jest intencją profesora Baara), ale wspólnoty korzeni, na której może być budowana skutecznie europejska przestrzeń prawna (co zresztą dokonuję się na naszych oczach w Unii Europejskiej). Najbliższe lata będą prawdziwym wyzwaniem dla polskiego świata prawniczego - odniesienia do prawa wspólnotowego będą konieczne w wielu postępowaniach gospodarczych toczących się przed sądami krajowymi. Nasze myślenie o prawie musi zmienić kąt nachylenia, aby objąć nieporównywalnie szerszy obszar prawa obowiązującego na terytorium RP. Kwestia nie sprowadza się wyłącznie do wymagań związanych z quantum posiadanej wiedzy i informacji (chociaż i tego nie można tracić z pola widzenia), ale również do finezyjnej umiejętności interpretacji uwzględniającej nieporównywalnie szerszy kontekst systemowy, rekonstrukcji obowiązującej normy uwzględniającej już nie tylko najważniejsze treści aksjologiczne systemu zakodowane w regulacjach konstytucyjnych, ale także wynikające z acquis communautaire. Mam wrażenie, że ta sfera przygotowań do integracji nie jest dostrzegana z pełną odpowiedzialnością i wyobraźnią. Brak jest strategii postępowania w tej dziedzinie. Każda korporacja prawnicza w Polsce, zwłaszcza środowiska sędziowskie, adwokatów i radców prawnych muszą opracować własną koncepcję <integracyjną> obejmującą różne typy konferencji, szkoleń, seminariów, publikacji etc. Prawo wspólnotowe musi stać się natychmiast integralnym elementem programów kształcenia aplikacyjnego (przy czym dotyczyć to musi wszystkich typów aplikacji, również tej prowadzonej w instytucjach publicznych, w administracji rządowej i samorządowej).
Po piąte, powierzchowna nawet ocena prowadzi do wniosku, że zmienia się obecnie na naszych oczach struktura zawodów prawniczych w ich tradycyjnym ukształtowaniu. Każdy prawnik trzyma w tornistrze buławę sędziego, adwokata, notariusza. W rzeczywistości 90 % osób należących do naszej profesji będzie wykonywać inne funkcje, dotyczy to również tych, którzy są już dzisiaj adwokatami i radcami. Jak to ocenić? ; co to oznacza? Otóż oznacza to nic innego jak radykalną zmianę roli prawnika w społeczeństwie współczesnym, wynikającą już zresztą z opisanych wyżej trendów: jurydyzacji życia i ekspansji prawa administracyjnego (co mówię z pełnym przekonaniem jako cywilista), coraz silniej podporządkowanej zasadom państwa prawnego. Tu zresztą dostrzegam największe jakościowe zmiany w okresie ostatnich stu lat w systemie prawnym - styk jednostka - władza publiczna (szeroko rozumiana) zaowocował najgłębszymi zmianami, które, jak sądzę silniej chronią obecnie interesy jednostki niż jest to możliwe na gruncie klasycznych instrumentów prawa powszechnego. W tej więc sferze dokonały się największe jakościowe zmiany, swoisty przewrót kopernikański - jeśli bowiem chcemy odpowiedzieć na pytanie, co spowodowało w największym stopniu ograniczenie arbitralności władzy i zwiększyło poczucie bezpieczeństwa prawnego obywatela we współczesnym państwie, to zapewne ucywilizowanie administracji publicznej, podporządkowanie jej kontroli sądowej, ograniczenie zakresu swobodnego uznania, krótko mówiąc: redukowanie wyraźnego deficytu nierówności w wertykalnych relacjach jednostka - państwo. Pogłębienie rozumienia tego typu relacji zalecałbym obecnym i przyszłym prawnikom. W tym obszarze stosunków będzie zresztą się działo szczególnie dużo także w następnych latach. Oś dotychczas wertykalna zmienia nachylenie i coraz bardziej zbliża się do pozycji horyzontalnej - stosunki prawa publicznego są coraz bardziej nasycone instrumentami cywilistycznymi, koncepcja państwa opartego na solidarności społecznej zakłada w dziedzinach objętych interwencjonizmem działanie typu partnerskiego i opartego na zasadzie subsydiarności. Prawo wspólnotowe, które za chwile stanie się częścią naszej rzeczywistości prawnej, bez wątpienia realizuje od lat ten właśnie model stosunków na linii państwo - jednostka. Koncepcja wspólnego rynku, wspólnej przestrzeni prawnej urzeczywistniającej się przez systematyczną harmonizację prawa krajowego jest nakierowane na stworzenie przyjaznej infrastruktury prawnej jednostkom, a nie państwom które są formalnymi podmiotami unijnej kooperacji. Nie jest więc przypadkiem, że orzecznictwo ETS uznaje legitymację jednostki do wytoczenia powództwa przeciwko państwu, a w konsekwencje stwarza potężny instrument zmuszenia państwa do harmonizacji krajowego ustawodawstwa z prawem unijnym.
I o to w tej sferze relacji szeroko rozumianego prawa publicznego pojawiają się dla nowoczesnego prawnika fascynujące perspektywy, znacznie wykraczające poza pole klasycznych problemów i sporów prawnych. Nic nie oddziaływuje równie silnie na wyobraźnię i nie stymuluje koncepcji prawnych niż rzeczywistość, zwłaszcza taka która dopiero wymaga opisania i która nie bardzo się mieści w utartym schemacie. Jakby to nie brzmiało paradoksalnie jest jednak faktem, że największe odkrycia we współczesnej cywilistyce powstawały na styku dziedziny prawa publicznego i prawa prywatnego. Zasadniczą rolę odgrywały w tym zakresie regulacje i konstrukcje podatkowe, prawa antymonopolowego bankowego i papierów wartościowych. Wymieńmy tu leasing, który dostąpił zaszczytu kodeksowej umowy nazwanej, a który jest wszak genetycznie par excellence konstrukcją podatkową, a ściślej nakierowaną na wymknięcie się spod podatku; nowe odkrycie opcji, derywatów i transakcji terminowych dzięki powstaniu obrotu giełdowego; szerokie spectrum problemów związanych z wprowadzeniem certyfikowanego podpisu elektronicznego; całkowicie nowe spojrzenie na zasady odpowiedzialności cywilnej w wyniku kolejnych reform w sektorze służby zdrowia.
Najciekawsze koncepcje, idee i rozwiązania powstają wiec, powtórzmy, na styku różnych dziedzin prawa oraz w sferze relacji administracja publiczna - jednostka. Płynie więc stąd z jednej strony przesłanie optymistyczne dla licznych rzesz prawników, którzy nie z tych lub innych względów nie mogą urzeczywistniać swych aspiracji w ramach klasycznych zawodów prawniczych, bo to co pozostaje do "obsadzenia" jest równie ciekawe, stanowi wyzwanie i wymaga większej nawet wyobraźni. Z drugiej strony, ta nowa wielce skomplikowana rzeczywistość współczesnego obrotu prawnego stawia na porządku dziennym zasadnicze pytanie o typ i sposób przygotowania się do zawodu prawniczego.
Nie wdając się tu w bardziej szczegółowe rozważania na ten temat (rzecz wymagałaby wszak odrębnego opracowania) należy postawić tu jedno zasadnicze pytanie: jaki typ kształcenia prawniczego ma być modelem dla przyszłości. Czy wąska specjalizacja, zważywszy na coraz bardziej komplikujący się obrót, na daleko posuniętą technicyzacje prawa, która przejawia się z pełna wyrazistością na poziomie języka, nie odpowiada lepiej wymaganiom współczesności, dążeniu do maksymalnego profesjonalizmu i oczywistym wymaganiom zawodowej rzetelności? Czy raczej koncepcja kształcenia akcentująca metodologię interpretacji, rozwijająca wiedzę nie do końca szczegółową o wybranych działach prawa i ich wzajemnych zależnościach, o prawnej maszynerii wyżej opisanej, całym jej systemowym uwikłaniu, wspartą na fundamencie prawnej kultury antycznej, wiedzy humanistycznej, historycznej, socjologicznej i filozoficznej, ale jednocześnie zakładająca nieuniknioną powierzchowność takiego kształcenia w stosunku do prawniczych dyscyplin szczegółowych. Idealne byłoby połączenie obu koncepcji kształcenia, ale jest ono niemożliwe na poziomie edukacji uniwersyteckiej i trzeba dokonywać wyboru.
Pośrednia odpowiedź na te pytania jest zawarta w wyżej zaprezentowanych refleksjach. Prawnik funkcjonujący w demokratycznym państwie prawa nie może być już zaopatrzony wyłącznie w wiedzę szczegółową na temat jakiejś instytucji prawnej czy w zakresie pewnej wysoce specjalistycznej dyscypliny. Tak typ prawniczego wykształcenia jest już anachronizmem, mógł być skutecznie realizowany jeszcze kilkadziesiąt lat temu, ale z całą pewnością już nie dzisiaj. Prawnik, który wie wszystko o derywatach, ale który jednocześnie nie rozumie na czym polega zasada wolności gospodarczej w Konstytucji, jakie są zasady sądowej kontroli administracji oraz co jest istotą relacji państwo- jednostka w sferze prawa wspólnotowego - będzie bezradny, nie skorzysta z dobrodziejstw państwa prawnego, bo nigdy się nie dowie na czym one polegają.
Nie ukrywam, że z pewnym niepokojem spoglądam na tysiące młodych prawników zaludniających mniejsze lub większe kancelarie prawne, którzy "wepchnięci są w schemat", wklepują na komputerze mniej lub bardziej bezmyślnie określone treści, są bardzo zajęci, tyle że nie bardzo rozumieją po co to wszystko robią (wyłączając jeden ogólnie znany i powszechnie aprobowany powód takiego postępowania). Prawnik, żeby dobrze i sensownie mógł dzisiaj wykonywać swój zawód musi mieć przestrzeń intelektualną, być elastyczny i nieustannie otwarty na nowe zjawiska i idee. Kształcenie ustawiczne i adoptowalność do coraz silniej zmieniających się potrzeb i wymagań - jest niezbędnym składnikiem prawniczego życiorysu. Tyle tylko, że dzisiaj to kształcenie nie polega na zapisywaniu w pamięci cytatów z nowych dzienników ustaw, bo to już za nas na szczęście robią bazy danych i komputery. Polega natomiast na poszerzaniu wiedzy o tym fragmencie rzeczywistości, który jest nowym polem eksploracji, na przyswajaniu sobie nowych metod rozumienia i wykładni prawa, wzbogacaniu swojej wiedzy o świecie wartości i świecie idei. Z jeszcze większym przekonaniem niż przed laty można zacytować tu słowa Wacława Komarnickiego (Rola prawnika w wyzwolonej Polsce, Wykład na Uniwersytecie St. Andrew z 23 marca 1942 r.): "Chcąc rozumieć prawo, chcąc wniknąć w jego ducha, trzeba znać i rozumieć społeczeństwo, którego życiem ma prawo to rządzić, znać warunki, w których żyje ono. Musi więc prawnik uwzględniać zarówno podłoże historyczne, psychologiczne, moralne, ekonomiczne danego środowiska. Musi rozumieć tendencje rozwojowe. Wtedy będzie on tworzył lub stosował prawo świadomie, nie bezdusznie, wyjdzie poza rutynę, nie będzie hamował życia, lecz zaspokajał wysuwane przez nie postulaty".
Jakimi prawnicy być nie powinni ? Jakie patologie drążą świat prawniczy?
Przedstawiony wyżej zespół postulatów odnoszących się do współczesnej profesji prawniczej zawiera zarazem odpowiedź na pytanie, czego należy się wystrzegać i jakim być nie należy. Spróbujmy jednak nieco wyjść poza ten zespół postulatów negatywnych i spojrzeć z surowością, jakie choroby drążą świat prawniczy AD 2003, hic et nunc.
Z prawdziwym niepokojem konstatuję, że upada ethos poszczególnych zawodów prawniczych. Nie wszystko da się wyjaśnić i usprawiedliwić przez tzw. obiektywne przyczyny. Pracownicy naukowi zagubili się w konflikcie ról - uczonego, eksperta, doradcy i adwokata, adwokaci i radcowie prawni zbyt jednostronnie ukierunkowani na wielki obrót handlowy tracą z pola widzenia inne działy prawa., ale też i niedochodowe formy aktywności, sędziowie wpadli w syndrom "oblężonej twierdzy" - koncentrując się na obronie przed napaściami z zewnątrz zbyt rzadko i zbyt słabo podejmują trud naprawy sytuacji od wewnątrz Pałacu Sprawiedliwości.
Jest wielkim dramatem III Rzeczypospolitej, że świat prawa, świat instytucji szeroko rozumianego wymiaru sprawiedliwości jest postrzegany przez większość obywateli negatywnie (tak badania przeprowadzone ostatnio w 2000 r. - około 60 proc. zapytywanych respondentów twierdzi, że w instytucjach tych panoszy się korupcja; porównaj: Irena Rzeplińska, Andrzej Rzepliński, Analiza zjawisk korupcyjnych w Polsce. Doniesienie z badań, Biuletym Polskiego Towarzystwa Kryminologicznego, 2002, nr 11). Demokracja i rządy prawa, które nie są wsparte na instytucjach obdarzonych autentycznym autorytetem i cieszących się autentycznym zaufaniem społeczeństwa, skazane zostaną na klęskę. Coraz bardziej obawiam się, że stajemy się demokracja instytucjonalną, a nie demokracją realną. Ta ostatnia wymaga nie tylko samego istnienia instytucji, formalnych gwarancji demokracji i rządów prawa na wszystkich piętrach systemu, ale przede wszystkim rzeczywistego zaistnienia poprzez aktywność organów państwa i obywatelską świadomość. Brak wiarygodności naszych demokratycznych instytucji prawnych w oczach społeczeństwa jest zjawiskiem szczególnie niepokojącym, ponieważ załamuje się w ten sposób ethos państwa prawnego, jego wewnętrzny napęd do naprawy. Stanowi też źródło szczególnie silnych frustracji całego społeczeństwa, które jeśli taka sytuacja utrzymywać się będzie dłużej stracić może trwale odzyskaną tak przecież niedawno wiarę w zwycięstwo demokracji i rządów prawa. Frustracje społeczeństwa, które staje się bezradne wobec instytucji wymiaru sprawiedliwości wylewają się na zewnątrz i już dzisiaj skargi obywateli polskich przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasbourgu zajmują pod względem ilościowym pierwsze miejsce.
Nie znam z własnych analiz sprawy Pana Kluski - polskiego biznesmena, oskarżonego o oszustwa w zakresie podatku VAT. Jeśli jednak potwierdzą się informacje medialne o wszystkich zdarzeniach, które go dotknęły w ostatnich latach ze strony instytucji państwa prawa w Rzeczypospolitej (w tym, zdumiewające postępowanie organów ścigania w tym policji i organów wojskowych), to trzeba będzie z wielką pokorą schylić głowę i uznać, że wszyscy ponosimy klęskę, ma jednak ona wymiar znacznie przekraczający jednostkowe potyczki z wymiarem sprawiedliwości - jest bowiem klęską państwa prawnego. Możliwe są pomyłki w funkcjonowaniu każdego organu ścigania i każdego sądu w każdym najlepiej nawet funkcjonującym państwie prawnym. Zbieg pomyłek i ich nagromadzenie w jednej sprawie, w odniesieniu do konkretnego człowieka ze strony różnych, niezależnych od siebie formalnie instytucji staję już dramatem. Wymaga on dogłębnego wyjaśnienia, ponieważ problem jest równie zasadniczy i fundamentalny dla idei państwa prawa i naszej demokracji jak słynna sprawa Rywina.
Każdy prawnik działający w III Rzeczypospolitej musi w sobie uruchomić moralny imperatyw walki z plagami, które drążą system państwa prawnego. To nie są sprawy, które zostaną załatwione przez innych, poza nami i bez naszego uczestnictwa. Potrzebna jest maksymalna determinacja wszystkich zawodów prawniczych w dążeniu do usunięcia wszelkich patologii z najważniejszego obszaru demokratycznego państwa, jakim jest funkcjonowanie instytucji wymiaru sprawiedliwości. Moment, w którym jesteśmy obecnie ma charakter przełomowy - przesilenie może jednak nastąpić w jedną lub w drugą stronę. Jeżeli nie wykorzystamy szansy na to, aby zmienić sytuację przegramy też swoje szanse w zjednoczonej Europie.